Skąd wziął się pomysł, aby otworzyć sklep medyczny i jak długo go Pani prowadzi?

Sklep medyczny prowadzę już od 10 lat. Wcześniej też pracowałam w takim sklepie i po prostu pożegnałam się ze swoim pracodawcą. Bardzo podobała mi się ta praca i chciałam otworzyć coś swojego. Zawsze chciałam mieć coś swojego. Wydaje mi się, że to najlepsza rzecz, którą zrobiłam dla siebie i wszystkich tu wkoło.

Czym wyróżnia się Pani sklep na tle innych w Gdańsku? Klienci bardzo dobrze Panią oceniają, więc musi być coś takiego.

Podejrzewam, że miła obsługa przede wszystkim. Nie mamy parcia, żeby sprzedać, tylko doradzić i pomóc osobom, które do nas przychodzą. Właśnie po tę pomoc się do nas przychodzi. Część osób dziwi się, gdy słyszą ode mnie „ja tego nie sprzedam, bo to się w Pana/i przypadku nie sprawdzi”. Ale nasza praca polega właśnie na doradztwie.

Mamy nacisk na to, żeby mieć towar, który może nie jest z najwyższej półki, ale jest dobrze dopasowany do klienta. Jeżeli cokolwiek nie pasuje, ja tego nie sprzedaję. Wszyscy jesteśmy fizjoterapeutami, robimy dokładne pomiary i dobieramy prawidłowo sprzęt. Gdy nie mamy czegoś na półce – zawsze zamawiamy, a nawet wysyłamy do konkurencji, która dysponuje odpowiednim produktem. Nie boję się tego. Po prostu jesteśmy mili, rzetelni i nie wciskamy przysłowiowego kitu.

Świetnie potem wiedzieć, że to podejście jest doceniane. Właśnie dla takich chwil się pracuje – by usłyszeć, że zdobyliśmy wyróżnienie Top 100 of Poland. Czasem dostajemy też inne wyrazy wdzięczności: drożdżóweczki, owoce z działki itp. To szalenie miłe. Przez to czasem wydaje mi się, że to wcale nie jest praca! (śmiech)